poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział IV

Rozdział IV - "Powrót do przeszłości: Rozwiązanie zagadki"

Po przebudzeniu dotarł do mnie czyjś krzyk. Drażnił moje uszy rozsadzając bębenki. Nie wiedziałam ile to trwało, ale było zbyt bolesne by myśleć racjonalnie. Czułam się, jakby ktoś rzucał na mnie naprawdę silnego cruciatusa. I wtedy wspomnienia uderzyły we mnie, a ja powoli traciłam świadomość. Po kilku minutach, które dla mnie były wiecznością, wszystko ustało. Usłyszałam podniesione głosy i zaczęłam zastanawiać się gdzie jestem, jak się tu dostałam i co tutaj robię. Uchyliłam powieki i gwałtownie nimi zamrugałam, gdyż lampa znajdująca się w pomieszczeniu świeciła ostrym blaskiem. Spojrzałam za okno - mogła być może dziewiąta rano, ponieważ słońce dopiero wychylało się zza horyzontu. Nigdy nie byłam w takim stanie. Miałam uczucie nieświadomości. W chwilach moich słabości dopadały mnie moje najgorsze czasy i odczucia - między innymi okres dzieciństwa. W tym momencie właśnie tak było. Oglądałam urywki przeszłości, jednocześnie uczestnicząc i przeżywając je. Zaklęcia, które raniły moje ciało tak dawno, znowu to robiły, za każdym razem mocniej. Ktoś ścisnął mnie za rękę. W moich oczach pojawiły się łzy. Rzucałam się po szpitalnym łóżku - teraz byłam pewna, że jestem w Świętym Mungu. Osobą trzymającą mnie za rękę był Teodor. Po drugiej stronie siedział przygaszony Blaise. Oboje wpatrywali się we mnie ze strachem. Dostrzegałam to, co dla innych było niedostrzegalne - znowu opuszczałam swoje ciało. Już po raz drugi w swoim dziewiętnastoletnim życiu...

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

- Zróbcie coś! Nie widzicie, że ona cierpi?! - darł się wniebogłosy Harry Potter, patrząc na swoją umierającą przyjaciółkę. Hermiona wiła się na łóżku i krzyczała, żeby nieznany im ktoś przestał. Wyglądała okropnie, a dotychczas siedzący na krześle pod ścianą Ron, wybiegł z sali z odruchem wymiotnym. Gdyby były to inne okoliczności, Wybraniec roześmiałby się, że jego przyjaciel jest delikatny jak mała dziewczynka, ale w tej sytuacji rozumiał zachowanie kumpla. Dziewiętnastolatka co jakiś czas wypluwała żółć, bądź krew, a jej ciało robiło się coraz bardziej sine. Uzdrowiciele robili co mogli, gdy w pewnym momencie wszystko ustało. Szatynka uchyliła powieki i zakrztusiła się śliną. Widziała i czuła to samo, co jej kuzynka, Gill. Jej mózg chyba miał zamiar eksplodować, kiedy do sali wpadła roztrzęsiona Juliette. Przypadła do łóżka przyjaciółki, po jej policzkach ciekły łzy, a ona sama przytuliła ją i powiedziała słabym, łamiącym się, ale na tyle donośnym głosem, by wszyscy obecni usłyszeli:

- Zaczęło się, Hermiono... Za jakiś czas nastąpi to, co nieuniknione...

Teo i Diabeł, którzy wbiegli zaraz za J, zbledli na te słowa.

- Ty chyba nie masz na myśli... ICH - czarnoskóry dał nacisk na słowo "ich".

- Dokładnie o nich mówię... Wrócili tu nie tylko po mnie...

Wtedy Hermiona poczuła kolejną falę bólu, w tym samym momencie, co jej kuzynka. Zsunęły się na podłogę i upadły na kolana. Przed oczami miały tylko jeden obraz - swoich ojców rozmawiających z Poszukiwaczami.

- Oni nas szukają... - wycharkała czarnowłosa i znowu zwymiotowała. Było tego całkiem sporo i wyglądało to ohydnie.

- Nie mogą nas znaleźć... - krzyknęła czekoladowooka, kiedy poczuła piekący ból w płucach. Złapały się z Gill za ręce i wypowiedziały słowa, które zszokowały wszystkich:

- Śmierć i życie, szacunek i pogarda, dziś przedstawmy nieludziom, czym jest najprawdziwsza prawda. Sprowadźmy na nich klątwę wieczną, niech okaże się, co jest stroną bardziej waleczną. Zapisane, niczym niewidzialnym piórem, na pergaminach starych jak świat, przeznaczenie wszystkich, którzy wierzą w lepszy i gorszy świat. Przeszłość i przyszłość złączą się w jedność, a teraźniejszość zniknie i na zawsze pozostanie nieodkryta i nieodgadniona, jakby za dotknięciem diabelskiej siły, wszystko, w co wierzysz, rozpadnie się na małe kawałki, które pochłonie wieczny mrok i cień, lub blask i wieczna chwała, nikt nie umrze, nikt też nie zginie, byleby Magia tej więzi przetrwała. Jeśli tak się nie stanie, zniknie wszystko, w czym do te pory pokładałeś tyle nadziei - i zamilkły patrząc na siebie z tajemniczymi uśmiechami.

- Udało nam się... - odezwała się Julie.

- Udało... - powtórzyła Miona.

Szklistymi oczami zaczęły wodzić wzrokiem po wszystkich obecnych. Rudowłosy i Złoty Chłopiec wyglądali, jakby mieli zemdleć, natomiast Blaise i Nott patrzyli na nie, jak na kosmitki. Uzdrowiciele tylko odetchnęli z ulgą i opuścili pomieszczenie w zawrotnym tempie. W duchu gratulowali tym dwóm dziewczynom - w pewnym stopniu uratowały także ich.

- Skąd znacie przepowiednie, która jest przekazywana tylko w czystokrwistych rodzinach? - zapytał Weasley z niedowierzaniem.

- Nic im nie powiedziałaś, Hermiono - stwierdził Zabini, a wyżej wspomniana kiwnęła głową na potwierdzenie jego słów

- Czego nam nie powiedziałaś, Granger? - warknął zły, że nie wie czegoś o swojej przyjaciółce, Potter.

- Nie odpowiadaj, kuzynko. Ja im wszystko opowiem - zdecydowała brunetka.

- Ale przeżywałyśmy to samo i...

- Pamiętaj, że to ja jestem ta silniejsza emocjonalnie - puściła do niej oczko.

- Nie zawsze... - mruknęła rozbawiona Hermiona.

- Ale częściej, a to już o czymś świadczy.

- Może raczycie nam w końcu wyjaśnić kim jesteście i co to było - pieklił się Ronald.

- Najpierw trochę tu posprzątamy - już ktoś chciał zawołać sprzątaczkę, kiedy J machnęła ręką i pozbyła się wymiocin. - No, to teraz możemy rozmawiać - uśmiechnęła się orzechowooka i usiadła na krześle, które po chwili transmutowała w fotel. - Zadawajcie pytania, ja nie gryzę.

- Mogę się włączyć do rozmowy? - wymamrotał Draco, stojący w progu od samego początku.

- Jasne, siadaj - Gill wyszła z inicjatywą jako pierwsza i ustąpiła mu miejsca.

- To może najpierw powiedz nam kim jesteście i co to wszystko znaczy? - zaproponował spokojny już, Harry.

- Dobrze. Ja, Hermiona, Blaise i Teodor pochodzimy ze starożytnej i zapomnianej przez Hogwart i inne magiczne szkoły planecie, o nazwie Nevis. Są tam trzy rodziny królewskie - Granger, Nott i Zabini. Są także trzy rodziny nadworne - Malfoy, Black i Morgensternów. Istnieje legenda o trzech poprzednich rodach, które obejmowały razem rządy - Emmeraldowie, Callistonowie i Westwertowie. Ich rodziny miały być połączone przez trzy śluby. Jednak panowie i panie, którzy uczestniczyli w wieczorach - kawalerskim i panieńskim, zostali porwani. Mój ojciec - tutaj z niemałym grymasem przeszło jej przez gardło słowo "ojciec" - był w służbie Armii Królewskiej, a moja matka była siostrą głównej królowej Emmeraldów. Miały jeszcze jedną siostrę - Jean - matkę Hermiony, i dlatego jesteśmy kuzynkami. Raphaell, mój kochany tatuś - bąknęła z ironią - nazywał się Granger i miał brata - Dereka. Ten pierwszy jest moim ojcem, drugi, jak się domyślacie, moim wujkiem i tatą Herm. Jeśli chodzi o legendę... Nie wiemy do końca co oznacza, ale brzmi tak: Gdy słońce zajdzie i księżyc wejdzie we władanie tym światem, odnajdą się przedstawiciele trzech prastarych rodzin królewskich - Emmeraldów, Callistonów i Westwertów. Żądni władzy, obudzą swoje mroczne cechy, wejdą w posiadanie wszelkich Insygniów i doprowadzą do zniszczenia Wszechświata. Pozostanie na świecie Grupa Wybranych, której zadanie będzie jednoznaczne - stworzenie nowego, potężniejszego od wszystkich i wszystkiego Mocarstwa oraz zawarcie nowych rodzin, które sami założą. Pozostaną wśród nich dwie kobiety wolne - brunetka i szatynka, które nigdy nie znajdą drugiej połówki i będą rządzić światem przez całą wieczność, aż do samego Końca. Stanie na ich drodze nie jeden wróg i nieprzyjaciel. Zostaną, chcoiażby jutra miało nie być, a ciała ich, wraz z duszami, odejdą w niebyt. Pochłonięte przez mgłę wiecznej niepamięci, zostaną ukarane za nieposłuszeństwo swojemu sumieniu.

- Wiemy już, że przedstawicielami są na pewno moja i Gill rodzicielki, reprezentują Emmeraldów. Teraz trzeba tylko przeanalizować naszą teorię, co do pozostałych rodzin. Moim zdaniem to główna królowa Callistonów i jej kuzyn, Francesqua (czyt.: franczeska) i Loudrey (czyt.: loudrej).

- Natomiast ja myślę, że to Francesqua i jej mąż, Alaugustin. Jeśli chodzi o Westwertów, u nich obie obstawiamy na główną parę królewską - Charlesa (czyt: czarlsa) i Evelinque (czyt.: ewelinkłi).

- A więc, podsumowując, posiadacie najczystszą krew w naszym gronie, razem z Nottem i Zabinim.

- Dobrze to określiłeś, Harry.

- W takim razie jak Mionie udało się to wszystko przed nami ukrywać?

- To był nasz najmniejszy problem - ja mieszkałam na Nevisie, a oni odwiedzali mnie przez wakacje, razem ze swoimi rodzicami. Myślałyśmy wtedy, że to najlepsze czasy, bo to w końcu nastoletnia młodość, ale nie było w tym nic dobrego. Gdy ustały moje kontakty z Malfoyami, Nottami i Zabinimi było coraz gorzej...

- Słyszałem - wtrącił nieśmiało Ron - że w rodzinach arystokratów nie istnieje coś takiego jak miłość. I, że za każdy najmniejszy błąd można oberwać Zaklęciem Niewybaczalnym.

- To prawda. A jako, że należymy do rodzin królewskich, było to bardziej zaostrzone. Gdy kiedyś rozmawiałam o minutę za długo z jedną z koleżanek z Arystokratycznego Przedszkola, matka rzuciła na mnie Cruiatusa. Miałam wtedy 6 lat, ale już byłam odporna na ból.

- Tego samego dnia, ja miałam kolejną lekcję chodzenia prosto. Już wtedy musiałyśmy nosić buty na 2-centymetrowych obcasach i koturnach. Do tej pory pamiętam, jak bolały po tym nogi - zaśmiała się gorzko Hermiona. - I właśnie wtedy oberwałam pierwszy raz od matki. Spadła mi jedna książka, jak się okazało - jedna za dużo. Dostałam Sectumsemprą. Nie ma dnia ani godziny, w której czujemy się tam bezpieczne. Gdy urwał się kontakt ze wszystkimi, dostawałyśmy średnio raz na jeden, dwa dni, a jeśli chciałyśmy poprosić kogoś o pomoc w opatrywaniu ran, rzucali zaklęcia dwa razy mocniejsze, na wszystkie powstałe już rany. Musiałyśmy wszystko robić same. Oczywiście, im usługiwały skrzaty, ale nas to nie dotyczyło. W pewnym momencie nasi rodzice zaczęli częściej wychodzić, byłyśmy mniej pilnowane. Później dowiedziałyśmy się dlaczego - miałyśmy wstąpić w szeregi... - w oczach stanęły jej łzy - w szeregi... - rozpłakała się na dobre, a Julie za nią dokończyła:

- W szeregi wrogów samego Voldemorta. W szeregi Armi Zemsty, która ma na celu wybicie wszystkich mugoli, szlam, i czarodziejów półkrwi. Sam przywódca twierdzi, że znienawidził ich za zaśmiecanie świata nowymi ścierwami, takimi jak Severus, Harry, czy ktokolwiek inny. My tego nie chciałyśmy. Ja jako jedyna ze wszystkich miałam "zaszczyt" - uśmiechnęła se ironicznie - zobaczyć ich przywódcę na własne oczy. Nazywa się Arezjusz Morgenstern. Jeden z członków rodzin nadwornych. Ma niesamowitą władzę i szacunek i ponad 100 tysięcy zwolenników we Wszechświecie. Z czego 65 tysięcy to mieszkańcy Nevis. A tak swoją drogą to na naszej planecie mieszka tylko 500 osób półkrwi, większość to ukrywa i podaje się za czystokrwistych czarodziei.

- O Merlinie - zdołał wykrztusić Harry.

- Dokładnie.

- Jak wy to wytrzymałyście? - zapytał z udawaną obojętnością, za którą krył się smutek, Smok.

- Łączy nas więź silniejsza niż linie krwi. Jesteśmy tak zwanymi w naszym świecie "Krwawymi Siostrami". Gdy jednej się coś stanie, druga czuje i widzi to w tym samym momencie. Jest to momentami uciążliwe, ale przydatne. Już się o tym przekonałyśmy... - popatrzyły na siebie znacząco.

- Czego nam nie powiedziałyście? - zapytał podejrzliwie Blaise, stojący teraz z groźną miną naprzeciwko czarnowłosej.

- Zbyt dobrze nas znasz... - mruknęła szatynka.

- Legenda nie dotyczy tylko Insygniów Śmierci, horkruksów i Insygniów Władzy. Chodzi także o tak zwane Dary Anioła. Ale o nich są już tylko legendy...

- Wy wiecie więcej i nie chcecie nam o tym opowiedzieć! - krzyknął oburzony Zabini, ale został uciszony przez Teo.

- Mogą nam nie ufać. Poza tym, Gill już wszystko mi wyśpiewała...

- Czy to moja wina, że tak lubię drinki?

- A zwłaszcza Cosmo... - zaśmiał się Nott i spoważniał. - Ale nie powiem im, póki nie będziecie gotowe. Zagadką też się nie przejmujcie... - z tajemniczym uśmiechem wyszedł z sali, a za nim reszta.


Już niedługo mieli się dowiedzieć, jaką tajemnicę skrywa w sobie historia Nevis i jej mieszkańców...


___________________________________________________________________________________


I oto pojawiam się z nowym rozdziałem! Na samym początku chciałabym przeprosić Lili Blue, ale, niestety, moje Gadu-Gadu nie chce się ładować, przez co nie możemy rozmawiać :( Dostałam już trzy listy, razem z "wprowadzającym" i jestem przeszczęśliwa! Oby szło tak dalej. Życzę ci wszystkiego dobrego, Weny i sił do życia. Jak tam wakacje? U mnie wspaniale! Pogodziłam się z rodzicami, a oni zabrali mnie na wieeeelkie zakupy i kupiłam sobie (aż, ekhm) dwie rzeczy! Piekną, biało-czarną, cieniowaną sukienkę przed kolano i czarne szpilki z białą podeszwą. Wybieram się w nich na ślub brata i Ilony! To już w listopadzie (w dniu urodzin Grzesia, mojego najkochańszego braciszka na świecie i jednocześnie miesiącu porodu siostry)! Muszę jeszcze wszystko zorganizować, ale trochę krucho z finansami i muszę sięgnąć do mojego tajnego konta na "czarną godzinę". Będzie skromnie, ale fantastycznie (już ja tego dopilnuje :D).

Poza tym, chciałabym zauważyć, że nie komentujecie moich postów, przez co mam smutną minkę. Chociaż i tak bym pisała, nawet jeśli nie miałabym ani jednego komentarza (w końcu piszę nie tylko dla was, ale też dla siebie i takich osób jak Lili Blue, mojego kopa w tyłek (xD), Mrs. M albo mojej siostry, która robi się coraz bardziej marudna (to końcówka szóstego miesiąca, a ona się czuje, jakby już rodziła, heh).

Tak więc, proszę o komentarze i pozdrawiam,

Paula

niedziela, 6 lipca 2014

Miniaturka I cz. II - "Wciąż ją kocham..."

Witajcie! Jako, że Wena naszła mnie przy obiedzie, piszę drugą część pierwszej miniaturki. Mam wielką nadzieję, że Wam się spodoba! Miłego czytania i proszę o komentarze!

Z góry dziękuję,
Paula :D


________________________________________________________________________________________


3 lata później - rok 2010


- Hermiono, spóźnimy się! Gdzie są klucze? - z Zabini Manor dało się słyszeć przekrzykiwania i ogólny gwar, chociaż w budynku znajdowało się tylko 11 osób. Blaise szukał wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy, Hermiona i Astoria pakowały kanapki, Luna, Lavender, Harry, Ron, Daphne, Theodor i Pansy ćwiczyli układ na dzisiejsze zajęcia, a Draco... siedział samotnie i przyglądał się temu wszystkiemu z lekkim uśmiechem. Nie było go tu zaledwie pół roku, a tak wiele się zmieniło. Lav i Harry się zeszli, Diabeł ożenił się z Hermą, Ron zaręczył się z Luną, a Astoria była w 3 miesiącu ciąży z Teo. Wszyscy byli inni, doroślejsi, a dzisiejszy dzień był naprawdę ważny. Od czasu ich występu 3 lata temu, porozmawiał naprawdę szczerze z Gill. Minęło trochę czasu, zaproponował jej małżeństwo, ona się zgodziła. Oficjalne ogłoszenie zaręczyn odbyło się tydzień później, 29 czerwca 2008 roku. Data ślubu była wyznaczona na 15 września 2009. Julie naprawdę się spieszyła, w końcu miała problemy z sercem i w każdej chwili mogła umrzeć. Jednak w lipcu 2008 przyszedł do niej list z Kanady, od samego Ministra Zdrowia. Napisał, że jeśli się zgodzi, będzie miała operację serca, jednak dopiero za pół roku. Niestety, musiałaby również opuścić kraj i zdobyć Kanadyjskie obywatelstwo. Początkowo nie chciała się zgodzić, jednak zdrowie dawało jej się we znaki i była zmuszona to zrobić. Wyjechała w listopadzie (2008 r.), miała wrócić siedem miesięcy później, żeby ślub mógł odbyć się w zaplanowanym dniu. Jednak, Kanadyjczyk którego poślubiła, John, był chory, miał raka płuc, a ona nie miałaby sumienia, gdyby go opuściła. Umarł w październiku 2009. Została tam, godnie go pochowała i wyjechała z powrotem, do Anglii. Tam czekał na nią przykry zawód - mimo operacji, musiała brać leki, które powodowały u niej silne osłabienie organizmu. Podczas jednego z zasłabnięć, kiedy Draco nie było w domu, uderzyła głową w szklany stolik. Jego odłamki wbiły się bardzo głęboko w jej skórę głowy. Jeden z nich prawie dotarł do mózgu. Pół godziny później na miejscu była policja, pogotowie i wszystkie bliskie jej osoby, w tym Draco. W szpitalu lekarz postawił błędną diagnozę - powiedział, że z Julie wszystko w porządku. Tak naprawdę straciła pamięć, czego jej przyjaciele doświadczyli już na pierwszej wizycie. Zachowywała się zupełnie jak nie ona. Nic nie pamiętała. Nie wiedziała nawet, że jest czarownicą. Gdy zobaczyła różdżkę w rękach magomedyka, zaśmiała się histerycznie i połamała patyk na pół. Szpital postanowił leczyć ją w dalszy sposób, jednak w ukryciu, żeby nie doświadczała tylu nowych sytuacji. Gdy wypuszczono ją ze szpitala, postanowiła zamieszkać w domu swoich rodziców. Było to dokładnie pół roku temu. Wtedy Draco wyjechał do Norwegi, aby wszystko sobie przemyśleć. Dwa dni temu wrócił i miał zamiar uczestniczyć w zajęciach, które poprowadzą jego przyjaciele. Chciał zobaczyć jak im to wychodzi. Blaise powiedział mu również, że od jakiegoś czasu na ich wykłady przychodzi Gill. Miał nadzieję, że ją zobaczy.

- Smoku, nie myśl tyle, bo ci żyłka pęknie! - zaśmiał się Harry.

- Uważaj, żeby tobie coś nie pękło... - odpowiedział mu również ze śmiechem Dracze.

- No to co, idziemy? - zapytała Astoria.

- Pewnie! - wykrzyknęli pozostali chórem.


_____________________________________________________________________________________

- To ona! Draco, to ona! - szeptał zapalczywie Blaise, przyglądając się pięknej, czarnowłosej dziewczynie. Była naprawdę podobna do Gill. Była jej sobowtórem. Ale miała inne oczy. Zniknął z nich ten tajemniczy blask. Miała inne usta - używała bezbarwnego błyszczyka, a nie tak jak kiedyś muślinowej czerwieni. Włosy miała inaczej spięte - w koka, z którego wystawały pojedyncze pasma. Wcześniej związywała je jedynie w kucyk. Była taka sama, ale jednocześnie taka inna...

- Idź do niej! - gorączkował się Ron.

- Dobrze, już idę! - mówiąc to, Smok udał się w stronę rzędu, w którym siedziała Julie.

- Wolne? - zapytał się jej, pokazując na miejsce obok.

- Tak, usiądź, jeśli chcesz - jej głos był dla niego jak narkotyk. Pragnął go słyszeć już do końca życia. Ale czy jest mu to pisane?

- Chyba cię skądś kojarzę... - zaczęła i uważnie mu się przyjrzała. - To ty... - szepnęła nie dowierzając - Draco?

- To ja, Gill - uśmiechnął się do niej, a ona przytuliła go najmocniej jak potrafiła. - Tęskniłem za tobą.

- Ja za tobą też - wyznała z uśmiechem.

- Jak odzyskałaś pamięć?

- Oglądałam zdjęcia w albumach, gazetach, czytałam listy i nagle zdałam sobie sprawę, że ja was wszystkich znam. I po prostu zaczęłam tu przychodzić. I wiem, że kiedyś się kochaliśmy, ale teraz... - urwała i spojrzała na niego z błyskiem niepewności.

- Ale teraz? - zaniepokoił się.

- Znowu wyszłam za mąż - to zdanie było dla niego jak nóż wbity prosto w serce. Przekręcający się powoli, chcący zadać jak najwięcej bólu.

- Za kogo?

- Za...

______________________________________________________________________________________________
















































































































































- Za... Freda Weasley...

- Za tego Freda Wesley?

- Tak. I ja... jestem z nim w ciąży - kolejny nóż. Czuł się jak na jakiejś karuzeli - wszystko się kręciło i nie czuł gruntu pod nogami. Czemu wszystko musiało się tak pochrzanić?!

- Ja... gratuluję - starał się być miły i udawało mu się. Teraz tylko wystarczyło przetrwać dwugodzinne zajęcia i opera mydlana z nim w roli głównej się skończy...


__________________________________________________________________________________________


Po wykładzie dołączył do swoich przyjaciół z nieciekawą miną. Był naprawdę wkurzony.

- I po co wy mnie do niej przysyłaliście? - zapytał, waląc pięścią w ścianę.

- Nie odzyskała pamięci? - zapytała Luna z niepokojem.

- Odzyskała, pamięta wszystko świetnie. Tylko znalazła sobie innego! - wrzasnął. Uderzał w ścianę raz po raz, jakby była workiem treningowym. Wszyscy byli zaskoczeni. Nie sądzili, że sprawa może przybrać taki obrót.

- Powiedziała ci, kto to? - zainteresowała się Hermiona.

- Fred Weasley - wysyczał.

- Mój starszy brat... - nie dowierzał Ron.

- Tak. Jest z nim w ciąży.

- A już myślałem, że da się coś ratować - westchnął przygnębiony Blaise.

- I tak nie moglibyśmy nic zrobić.

- Jak to?

- Tak to, że są po ślubie.

- A ma obrączkę?

- Jak myślisz, która dziewczyna nie pokazuje jakiemukolwiek znajomemu takiej błyskotki? - Harry spojrzał z powątpiewaniem na Rona.

- Twoja była jest moją bratową, a ja nawet o tym nie wiedziałem!

- Trudno. Jak na razie chodźmy do domu, przemyślimy wszystko na spokojnie - zarządziła Granger i wszyscy poszli w stronę wyjścia.


_______________________________________________________________________________________


2 lata później - 2012 rok

Juliette siedzi w kawiarni i czyta książkę. Rok temu rozwiodła się z Fredem. Postanowili, że to on będzie wychowywał Alana, a ona będzie go odwiedzać. Dopija kawę, powoli zbiera swoje rzeczy. Nie ma sensu dłużej tu przebywać. Przecież na nikogo nie czeka. Chciała zaczekać na miłość, na Draco. Ale jej nadzieja zgasła, kiedy okazało się, że wyjechał z kraju. Po raz kolejny. Nie ma pojęcia, czy jeszcze go kiedyś spotka. Jej przyszłość odznacza się jedną wielką niewiadomą. Zdecydowała, że sprzeda swój dom. Chce zamieszkać w małym, przytulnym budynku. Najlepiej nie kojarzącym się z przeszłością. Jak na razie wystarczy jej wrażeń. Spogląda przez szybę. Tysiące ludzi, spieszących do pracy, domu, rodziny. Ona już takiego czegoś nie posiada. Nie ma ochoty na nic, więc po prostu wzięła miesięczny urlop. Nagle jej uwagę przyciąga jakiś mężczyzna. Jedzie na motorze. Zatrzymuje się na parkingu, tuż obok niej. Patrzą sobie w oczy. Szaro-niebieskie. Takie, jak u Draco. Platynowe włosy. Biała koszula, granatowa marynarka, jeansy. Wychodzi głównym wejściem i jeszcze raz mu się przygląda. Zbliżają się do siebie.

- Draco...

- Jullie...

Przytulają się. Nie muszą nic mówić. Są tylko oni.

- Długo się nie widzieliśmy - uśmiecha się do niego.

- Chyba przyszedł czas, aby to nadrobić - odwzajemnia gest.

- Zdecydowanie.

Wchodzą razem do kawiarni. I oboje są świadomi, że wyjdą stamtąd również w swoim towarzystwie.

_______________________________________________________________________________________


37 lat później - 2049 rok

- Scorpius, otwórz drzwi! - zawołała Gill. Pomimo swojego niemałego wieku, czuła się jak nastolatka. To poczucie dawał jej Nash. Po spotkaniu w kawiarni, postanowili z Draco, że zostaną przyjaciółmi. Nie czuła do niego tego samego, co kilkadziesiąt lat temu. Malfoy był bardzo ważną osobą w jej życiu. To dzięki niemu poznała swojego obecnego męża. Mieli zawrzeć kontrakt. Draco prowadził firmę produkującą miotły, Nash był właścicielem dużej kancelarii adwokackiej. Mężczyzna poprosił ją, aby towarzyszyła mu w spotkaniu biznesowym. Zresztą, jak zawsze. Emmbler okazał się przystojnym i szarmanckim sportowcem. Zawodowo grał w Quiditcha. Po jakimś czasie zaczęli się spotykać, aż w końcu zostali parą. Jej znajomi byli zdziwieni, cały czas myśleli, że między nią a blondynem coś będzie. Ich nadzieja wygasła zupełnie, gdy w 2017 wzięli z brunetem ślub. Po ślubie, jak i przed nim, byli dla siebie nawzajem jak przyjaciele. W 2019 zaszła w ciążę. Dziewięć miesięcy później na świat przyszły bliźniaczki - Evanna i Samantha. Trzy lata później urodził się John. Teraz zakładają własne rodziny. Scorpius był synem Evanny i Leo, którzy pobrali się w 2040. Miał 9 lat. Samantha była, choć z początku trudno było się do tego przyzwyczaić, homoseksualistką. Ona i jej dziewczyna, Jade, były swoimi całkowitymi przeciwieństwami. W końcu, przeciwieństwa się przyciągają, prawda? I ostatni, John. Miał żonę, Farrel, i dwuletnią córeczkę, Susan. Gdy Jullie stała tak w kuchni, i przypominała sobie wszystko, do pomieszczenia wszedł jej mąż. Zaraz za nim wpadł Blaise i bez zastanowienia zaczął buszować po lodówce.

- Gdzie macie to dobre ciasto, które ostatnio upiekłaś, J (czyt.: dżej)? - zapytał z miną szczeniaczka. Kiedyś to na nią działało, ale w tym momencie udawała wściekłą.

- Mam ci je podstawić pod nos, żebyś zjadł całe? Twoje niedoczekanie! Ukryłam je tam, gdzie nikt go nie znajdzie - powiedziała z tryumfującą miną, po czym wróciła do krojenia sałatki. Nash objął ją od tyłu i pocałował w odsłonięte ramię. Poczuła na plecach dreszcze. Mimo upływu tylu lat, on nadal tak na nią działał. Czasami miała wrażenie, że zatrzymali się w czasie już wtedy, kiedy pierwszy raz się spotkali. Nie odczuwali prawie w ogóle skutków przemijających sekund, minut, godzin... Jako czarodzieje, starzeli się o wiele wolniej niż mugole.

- Ash, nie teraz, goście już są... - wyszeptała.

- Ale przysięgam, że jak wyjdą, to zedrę z ciebie ubrania - puścił jej oczko, namiętnie pocałował i wyszedł, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.

- No, no, no... Widzę, że się rozkręcacie - Diabeł posłał jej rozbawione spojrzenie.

- A żebyś wiedział, że... - nie dokończyła, bo przerwał jej czyjś wręcz maniacki śmiech. Oboje z Blaisem biegli w stronę salonu, gdzie wszyscy byli i patrzyli zszokowani na Hermionę, która trzymała w rękach... ciasto owocowo-bakaliowo-orzechowe.

- Znalazłam! - krzyk radości wypełnił cały dom i po chwili wszyscy rzucili się, żeby zjeść chociaż maleńki kawałek.

- A gdzie było? - zapytała J. z pobłażliwym uśmiechem.

- W komodzie... - Herm spojrzała na nią niepewnie.

- Czyli nie znalazłaś! - klasnęła w ręce jak mała dziewczynka i chciała już iść do kuchni, kiedy zatrzymał ją męski głos.

- Ale ja znalazłem - powiedział Draco i, ku jej zdziwieniu wyjął zza pleców prawdziwy tort. Mówiąc prawdziwy mam na myśli to, że ten, który znalazła Hermiona był wykonany z kolorowego kremu (pewnie i tak go zjedzą, bo smakuje przepysznie).

- Ehh, za dobrze mnie znasz. Ale nie zdradzaj nikomu tej kryjówki - puściła do niego oczko i wróciła do kuchni. Zaczęła kroić marchew, kiedy do kuchni wszedł platynowłosy.

- Skąd wiedziałeś?

- Zawsze chowałaś tam najcenniejsze pamiątki... i czasami też mnie... - zaśmiał się, a ona razem z nim. To prawda, chowała go czasami do szafy. On i Nash z początku się nie lubili, więc spotykała się z Draco po kryjomu. Kilka razy, gdy brunet wracał wcześniej do domu, wpychała tlenionego do garderoby. Pewnego razu zaplątał się w płaszcz i jeszcze chwila, a wpadliby, jak śliwki w kompot. Na szczęście, nikt nie dowiedział się o ich tajniackich rozmowach. Czasami polegały one na głupiej i bezsensownej gadaninie, z kilkoma opakowaniami chusteczek, tak na wszelki wypadek. Ale zdarzały się też takie, podczas których wspominali swoje życie. Momentami, kiedy zapominali się przy winie, Draco i Julie skradali sobie pocałunki. Jednak zawsze po pewnym czasie przychodziło opamiętanie. Nigdy nie zdarzyło im się zajść za daleko, nigdy również nie powracali do poprzednich dialogów, monologów, sytuacji. Po ślubie okoliczności się zmieniły - nie musieli się już kryć, bo Nash przekonał się do wszystkich znajomych J. Teraz, patrząc na to z zupełnie innej perspektywy, przekonywali się, że te chwile, kiedy byli tak blisko siebie, były ich ostatnimi, to w nich zostały zamknięte na zawsze ich uczucia do siebie nawzajem. Nigdy do tego nie wrócili, bo wiedzieli, że nie cofną się do przeszłości. Była ona utkwiona we wspomnieniach, które na zawsze połączyły ich serca. Ale byli świadomi, że życie toczy się dalej, a czas już nigdy nie stanie dla nich w miejscu...

________________________________________________________________________________________________

31 lat później - rok 2080

Młodzieniec przetrawiał przez chwilę opowiedzianą przez mężczyznę historię, po czym, odezwał się cichym i zmęczonym głosem:

- Gdyby nie opowiadał pan tego z takimi szczegółami, nie uwierzyłbym panu, ale... wierzę... - spojrzał na niego błękitnymi oczami, pełnymi łez. - Co później stało się z pana ukochaną?

- Nadal żyje, w tym samym domu, u boku tego samego mężczyzny. Jej dzieci mają już rodziny w komplecie... Ale wiesz, co ci powiem? Mimo upływającego czasu, ja... wciąż ją kocham - powiedział spokojnie, z uśmiechem na ustach. Szatyn spoglądał na niego zdziwiony. - Wiem, że jest to dość dziwne. Lecz nadzieja umiera ostatnia, a miłość była moją jedyną nadzieją. I sądzę, że nigdy nie zgaśnie. A teraz, biegnij do dziewczyny, z którą się pokłóciłeś i błagaj ją o wybaczenie. Nie strać szansy na wspólne życie, tak jak ja to zrobiłem 70 lat temu.

- Dziękuję. Mam nadzieję, że pan kiedyś też odnajdzie szczęście i będzie z ukochaną kobietą. Do widzenia.

- Do widzenia - po słowach Draco, dwudziestolatek zerwał się z miejsca i pobiegł w pogoni za miłością. Potrącał ludzi, nie zważał na samochody i czyhające na jezdni niebezpieczeństwa. Bo wiedział, że musi walczyć o swoje szczęście. Platynowłosy patrzył na to z uśmiechem i lekką nostalgią. Wstał z parkowej ławki i udał się w stronę domu. Tego samego dnia w Proroku Codziennym pojawił się artykuł o nagłej śmierci znanego arystokraty - Dracona Malfoya. Tylko nieliczni wiedzieli, że to był właśnie jego czas, a Merlin zabrał go, gdyż wypełnił swoje zadanie. Nie było ono proste, droga do niego była długa, uzbrojona w wyboje, ale stawką było cudze szczęście. I codziennie, do końca swoich dni, para, którą uratował przed upadkiem, odwiedzała go. Na ozdobnym kamieniu, wyrytych było kilka krótkich, lecz trafiających w samo sendo słów - "Wreszcie znalazł spokój, zmęczony po podróży, jaką było dla niego życie". Pod spodem wygrawerowane zostały dwa zdania, które para zarezerwowała specjalnie dla niego - "W pogoni za własnymi marzeniami, jesteśmy zdolni do wszystkiego. Ale kiedy chodzi o cudze szczęście, wystarczy powiedzieć tylko kilka słów, aby zrozumieć, ze nasza droga się skończyła". Ale najważniejszy był podpis samego umarłego (zawarty również w testamencie) "Mimo upływającego czasu, ja wciąż ją kocham". I tylko najbliżsi, oraz mężczyzna poznany przez niego w parku, wiedzieli o kogo chodzi...

________________________________________________________________________________________________

Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. W końcu udało mi się napisać coś, co moim zdaniem, jest najlepszym dziełem mojego życia. Opinię oczywiście pozostawiam wam, i błagam, napiszcie chociaż jeden komentarz oceniający rozdział, bo mam wrażenie, że go schrzaniłam... Wracając do miniaturki... Pisałam ją trzy godziny, razem z poprawianiem błędów. Wena mnie ostatnio coraz rzadziej odwiedza, dlatego czwarty rozdział ma dopiero kilka linijek. Nie mam siły by pisać. Chciałabym móc przelać stres, frustracje i targające mną emocje na klawiaturę, ale nie dam rady. Cały czas dowiaduje się nowych rzeczy dotyczących mnie i mojego życia. Wiem, że nie chcielibyście usłyszeć tych słów, ale jestem do tego zmuszona:



W NAJBLIŻSZYM CZASIE ZAWIESZĘ BLOGA!


O powodach powiadomię tylko najbliższe mi w blogosferze osoby, więc nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć "przepraszam". Jeszcze kiedyś dokończę tą historię, ale wiem, że na razie nie mam siły, czasu, nerwów i Weny. Chyba przestraszyła się mojego stanu i po prostu uciekła. Czy kiedyś wróci - tego nie wiem. Pamiętajcie, że raz na jakiś czas będę odwiedzać bloga. Kiedy się pozbieram i stanę na nogi, na pewno się odezwę. Obiecuję. Na razie mówię do widzenia.

Miniaturka z dedykacją dla Lili Blue - bo przez pewien czas byłaś. I to mi wystarczało. 


Pozdrawiam was gorąco i życzę udanych wakacji,

Paula.


PS.: Wszystkie podpisy, które są na nagrobku Draco wymyślałam sama, więc prosiłabym o nie kopiowanie mojej twórczości.